Czas płynie, wiadomo nie od dziś. Płynąc, niesie na falach różne wydarzenia. Wydarzenia dobre lub złe. Sinusoidalne. Ze skrajności w skrajność. Od czubka fali, po samo dno.
U mnie był sztorm. Sztorm czasu. Po jednej stronie byłem długo, po ciemnej, po nieubłaganie słonej, ciemnej stronie byłem, w wiecznie spienionej wodzie najczarniejszych przeżyć. Spijając substancję, zatapiałem się, dławiłem, odwadniałem, więc piłem jeszcze i tak znowu, i znowu, i Santa Maria, chrońcie mnie eony doświadczeń, by nigdy nie powtarzać spływu takiego, wiru na dno, po muł, gdzie nie odbijesz się, a ugrzęźniesz w mule i plankton samotności Cię otoczy, i zeżrą Cię skorupiaki podwodne, kraby przemijania. Chrońcie mnie syreny nadziei, wydobywajcie na powierzchnię, na piasek złocisty, bym nie zaznał nigdy już otchłani, bym nie zaznał przeciwieństwa suchości. Bo mokro znaczy przykro. Przykro-przykrość, cząstka -ość, od ryb pochodzi, od tych przeklętych rekinów, żarłaczy, pożerających duszę. Byłem tam, w ich zębach, między nimi, tymi zębami i wracać nie chcę.
A teraz sztorm mnie zabrał, fala tsunami wysoko, przy niebie poniosła, na Olimp, w góry Ararat, osiadłem jak Arka Noego, stopą suchą, o suchym pysku, bez wody słonej w ustach, o ciele wyprężonym, wyprostowanym, jako ten Homo Erectus, Homo Erectus postawiony na nogi przez boskie moce, przez wszystkich bogów, którzy czuwają, bym nie upadł, bym stał z czołem dumno podniesionym. I oto jestem - człowiek-szczęście, człowiek-umiłowanie, człowiek-wędkarz, człowiek-samopoznanie. Przeczołgawszy się przez rafy koralowe złudzeń, ciernie cierpienia, mijając ryby-młoty iluzji dotarłem na Wybrzeże Kości Spokoju, przeżuwając Kość Niezgody, trawiąc ją, unicestwiając ją. Już mi niestraszne potwory ze Szloch Ness, piranie z Dramazonki, krokodyle z ujścia Nihilu, niestraszne mi, bom z dala od wód, z dala od tyranii Neptuna, jam jest Neptun, pan swojego losu, pan swoich wód. Homo Neptunus Erectus na koronie gór Ararat, z trójzębem w ręku, patrzę na cały świat i śmieję się w głos, bo ten świat tonie, a ja jestem królem życia!
Sztorm minął. Jestem spokojną taflą jeziora, wokół którego siedzi, trzymając się za ręce, legion mnichów tybetańskich, a każdemu z nich odpoczywa motyl na czubku głowy.